Sąd w Zielonej Górze 31 lipca rozpatrzy wniosek o rehabilitację Romana Szczura „Urszuli”, partyzanta z Udrycz, dowódcy akcji na zamojskie więzienie UB
WOJNA BRACI SZCZURÓW
Rodzina Szczurów z Udrycz nie dostała listu „Urszuli”. Prokurator wojskowy przygotowujący Romana Szczura do egzekucji zabrał list, zalakował go i włączył do akt nadzoru śledztwa. Odnaleziono go 45 lat po rozstrzelaniu partyzanta, już w Polsce nowego ustroju.
Rehabilitacją partyzanta sąd zajmie się dopiero 63 lata po wykonanym na nim wyroku.
Roman Szczur nie miał dzieci, przed wojną nie zdążył się ożenić. Gdy wybuchła, miał 29 lat. Kolejne lata spędził w lesie, potem ukrywał się przed UB i NKWD. Pochodził jednak z licznej rodziny, miał czterech braci. Dwóch z nich: Michał i Józef, działało w partyzantce, często razem z „Urszulą”. Obaj, jak Roman, przypłacili to życiem, choć w innych okolicznościach. Wniosek o rehabilitację stryja złożył w ub. roku syn Michała Szczura – Franciszek, który nadal mieszka w Udryczach. Sąd go jednak odrzucił, motywując, że o nieważność orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego państwa polskiego nie mogą wystąpić krewni w linii bocznej. Mogą za to uprawnione organizacje. Kolejny wniosek podpisały więc Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Zamość i Stowarzyszenie Internowanych Zamojszczyzny.
Anna Rudy
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).