Pochodzący z Zamojszczyzny naukowiec prowadził badania w najzimniejszym miejscu na Ziemi, na Antarktydzie
TAŃCZĄCY Z PINGWINAMI: TOMASZ MIECZAN Z TRZESZCZAN
- To koniec świata, z dziewiczą przyrodą i najsurowszym klimatem na Ziemi. To miejsce, gdzie człowiek, rzucony w ekstremalne warunki, daleko od cywilizacji, nabiera dystansu do siebie. I nie ma takiego mocnego, kto tam, w krainie lodu, nie zastanowiłby się nad sensem życia – mówi Tomasz Mieczan. – Dla takich właśnie przeżyć warto choć raz stanąć na tym kontynencie.
Profesor wraz z czwórką polskich naukowców w ub. roku prowadził badania w stacji arktycznej im. Henryka Arctowskiego, położonej na Wyspie Króla Jerzego w archipelagu Szetlandów Południowych.
W miejscu, gdzie w 1979 roku zmarł (i został tam pochowany) Włodzimierz Puchalski, wybitny polski fotograf i autor filmów przyrodniczych. Także przyjaciel rodziców Tomasza Mieczana, który wielokrotnie bywał w Trzeszczanach. To na jego opowieściach o Antarktydzie i jego „bezkrwawych łowach” – bo tak mówił o swoim fotografowaniu przyrody – wyrósł przyszły profesor, badacz arktycznej ziemi.
Pionier polarny
Przyroda fascynowała go od dziecka. Najmilszym prezentem dla niego były albumy Puchalskiego i filmy, realizowane przez przyrodnika wraz z wujem Mieczana – Stanisławem Terebusem.
Antarktyda w obiektywie Tomasza Mieczana (zdjęcia)
W podstawówce działał w Lidze Ochrony Przyrody, w hrubieszowskim „Staszicu” wybrał klasę biologiczno-chemiczną, a po maturze poszedł na ochronę środowiska na Akademii Rolniczej w Lublinie (dziś Uniwersytet Przyrodniczy). Został na uczelni i zajął się badaniem pierwotniaków – słabo poznanych jeszcze mikroorganizmów, odpowiedzialnych za przepływy energii w wodzie i różnego rodzaju ekosystemach. Wyprawa na Antarktydę była nowym wyzwaniem, wszak badania pierwotniaków w środowiskach polarnych należały do rzadkości. A w aspekcie zmian klimatycznych rysował się pionierski, ważny dla życia i zdrowia ludzi eksperyment.
- Chodzi o wyizolowanie niektórych szczepów mikroorganizmów i zbadanie ich cech przystosowawczych do ekstremalnych warunków, takich jak działanie zwiększonego promieniowania uv czy niskich temperatur. I wykorzystanie ich w przemyśle biotechnologicznym, medycynie, kosmetyce – tłumaczy profesor.
Był to projekt zakładu biologii Antarktyki PAN. Wyjazd szykowano na początek stycznia, kiedy na biegunie południowym rozpoczyna się lato. Razem z Mieczanem, kierownikiem katedry hydrobiologii UP, wyruszyło dwóch mikrobiologów z Olsztyna i dwóch glacjologów z Torunia.
Pół roku wcześniej statkiem posłali sprzęt badawczy i taterniczy (do wspinania się po lodowcach) oraz zamrożoną żywność. Każdy przeszedł też szczegółowe badania lekarskie. Naukowcy polecieli samolotem do Chile, do najbardziej wysuniętego na południe Punta Arenas nad Cieśniną Magellana. Stamtąd wojskowym Herculesem, razem z chilijska armią do ich antarktycznej bazy wojskowo-naukowej.
Jadwiga Hereta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).