Jarosław Kaczyński, premier RP wpadł na półtorej godziny do Turobina. Na przyjęcie tak wyjątkowego gościa okolica szykowała się prawie jak za Polski Ludowej
PREMIER PRZYJECHAŁ
Informacja o przyjeździe premiera dotarła do Turobina w czwartek 19 października. - Zadzwonił do mnie krajan poseł Podkański (Zdzisław Podkański, poseł do Parlamentu Europejskiego - przyp. red.). Jest ważne zadanie, powiedział, przyjeżdża premier - relacjonuje Marek Majewski, dyrektor LO w Turobinie i szef gminny „Piasta". To on miał być odpowiedzialny za wybór i przygotowanie miejsca spotkania z premierem oraz za mobilizację ludzi do pomocy. Chętnych nie brakowało: i ludowców, i druhów z OSP.
- Może stadion? Nie, nie będzie swojsko. A i strażaków trzeba przecież docenić. Wybór padł na „park strażacki" przy remizie.
- Czasu mało, ale damy radę - zapewniał Wiesław Chłopek, komendant miejscowej OSP. - Niejedną imprezę organizowaliśmy. Chłopaków się skrzyknie, przyjdą na pewno. Dla premiera nikt nie odmówi.
Nie odmówili. Plakaty przygotowali. Informacje o przybyciu tak ważnego gościa pojawiły się we wszystkich wioskach gminy Turobin. Zawieszano plakaty w okolicznych gminach, w powiecie biłgorajskim, zamojskim, leżajskim i lubelskim.
Żeby informacja trafiła do większej liczby mieszkańców, wydrukowano „motyle" (to rodzaj szybkiej ulotki, przekazywanej od chałupy do chałupy). Poszły w świat rymowanki: „Nasza ziemia z gościnności słynie. Powitajmy więc premiera w Turobinie".
Nie zapomnieli o miejscowym dziekanie ks. Władysławie Trubickim. Był przychylny. Obiecał ogłosić i nakazać 12 podległym mu proboszczom, by również podczas niedzielnych nabożeństw informowali wiernych o wizycie Jarosława Kaczyńskiego. Kto rano usłyszy, jeszcze zdąży. Organizatorzy spodziewali się kilku tysięcy osób.
W sobotę szykowano miejsce spotkania. Jedni ustawiali scenę, inni kosili trawę, grabili liście, zamiatali chodniki.
Trzeba było ustawić ławki, powiesić transparenty (nad sceną, na remizie, wśród drzew - by widział je przemawiający gość).
W sobotę zajrzał tu także krajan poseł Podkański.
- Atmosfera jest dobra. Praca wre - ocenił, gdy podjechał przed remizę. - Wszyscy pracują społecznie, nie mogło być inaczej - dodał.
W niedzielę od świtu w gospodarstwie Tadeusza Gawdy uwijano się, by ugotować grochówkę. Miało starczyć dla wszystkich uczestników spotkania.
- Grochóweczka, palce lizać - cieszy się Gawda. - Osiem kotłów, starczy dla pułku.
Atmosfera gorąca. Ostatnie przygotowania: sprawdzanie mikrofonu, usadzenie orkiestr dętych, kobiet z Kół Gospodyń Wiejskich, zespołów śpiewaczych, kabaretów wiejskich. Na placu coraz tłumniej.
- Przynieście flagi - woła ktoś. - Kiedy mamy machać? - pyta gospodyni w stroju ludowym (dostała zieloną flagę). - Brakuje ławek, gdzie jest stolik pod chleb? Dzieci, dzieci przyjdźcie bliżej. Zakładajcie koszulki żółte, piastowskie - słychać.
Gra orkiestra strażacka i skrzypek Bronisław Bida z Gródek.
- Wczoraj wieczorem mi powiedzieli. Kazali się ubrać na ludowo, skrzypeczki zabrać i pięknie grać - opowiada Bida tuż po koncercie. - Może ktoś ważny usłyszy moje granie, może Basztę w Kazimierzu wreszcie dostanę ( nagroda w corocznym festiwalu kapel i śpiewaków ludowych).
Po nim na scenę wychodzi kabaret, dokazuje. Publiczność się śmije. A oni dalej: „Przybyli rolnicy na spotkanie, słuchają, patrzają i ziewają", „O litości, o kochany rządzie, kartofle pognili, lnu już nikt nie prządzie"...
- To prawda. Kiedyś tu było lniane zagłębie, teraz wszystko padło - żali się Mieczysław Olech z Kol. Guzówka. - Nic się na wsi dziś nie opłaca.
Rozmów o sytuacji w rolnictwie było wiele. Same narzekania.
- Całą plantację porzeczek będę likwidować. W tym roku wszystko zgniło na polu. Nie opłacało się rwać, nikt nie przyjmował. Czy premier pomoże? E, tam... - macha ręką Ryszard Turczyński z Turobina.
- Gospodarka podupada. Koszty produkcji są kosmiczne. Dziś na beczkę ropy trzeba dwie świnie sprzedać albo trzy tony zboża - rzuca Marian Skiba, sołtys z Rokitowa. - Albo 3 tony pszenicy. Oprysk drogi, nawóz drogi, same koszty i wymagania - dodaje Tadeusz Kolano z tej samej wsi.
Inni narzekają na buraki. Słabe, a jeszcze cukrownię „Klemensów" im zamknięto.
- A mleko? Tylko do stycznia możemy sprzedawać, bo potem limity i nowsze wymagania - narzeka Stanisław Buszowski (zwany Cybulą) z Czernięcina Głównego.
Stanisław Kołtun („Fipek"), Stanisław Śledź („Pocik") i Eugeniusz Krukowski („Kulawy") zgodnie mówią, że teraz młodym trudno gospodarzyć. Renty ojców i dziadków tylko ich jeszcze trzymają.
Wszyscy trzej przyjechali rowerami pod remizę, chcą usłyszeć zapewnienia, że emerytur zabierać nie będą. Usłyszą czy nie, i tak okazja będzie na piwko potem się zejść.
- Czego ja chcę? Dobrobytu - twierdzi otwarcie Ryszard Turczyński. - Żeby był dostęp do tanich kredytów. Nie 24-proc., a 3-proc.
- Raczej niczego nie oczekuję po wizycie premiera. Z ciekawości przyszedłem, ciepło jak w lecie, czemu w domu siedzieć - wyznaje szczerze Antoni Gałka z Turobina.
- To propaganda - uważa Alfred Bartosiewicz, również turobiniak. Przyszedł, bo lubi z boku popatrzeć. - Jak wieś nie dostanie pieniędzy, bieda będzie. Już się szykuje.
Byli i tacy, którzy przyjechali pod remizę, by szczerze podziękować premierowi za rządzenie. Cieszyli się, chcieli zobaczyć go na własne oczy. Wśród nich byli Stanisław Ogorzałek z Zagrobla i Zdzisław Kędra z Olszanki. Oni nie biadolili.Ich zdaniem chłop taki jest, że zawsze narzeka. Tak lubi.
Jadwiga Hereta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży