Wydanie 39 z dnia 27 września 2006 r. (2006-09-27)

Fragmenty macew, z których zbudowano hitlerowski areszt trafiły na kirkut

FLASZKA Z NIEMIECKĄ GAPĄ

Wepchnięto go do ciemnej celi. Początkowo nic nie widział. Po chwili zauważył przy ścianie pryczę, a obok niej dwóch młodych ludzi. Był tak zmasakrowany przez szefa ekspozytury gestapo w Izbicy Kurta Engelsa, że padł na nią bez czucia.

21-letni Józef Dobosz, rolnik z Krupego, zatrzymany przez Engelsa i jego zastępcę Ludwika Klema (przed wojną oficera 3. pal w Zamościu) w nocy z 17 na 18 listopada 1942 r.  osadzony został w areszcie posterunku policji w Izbicy. Przeleżał w gorączce dwa dni.

Kiedy oprzytomniał, zobaczył, że w celi o powierzchni 14 mkw. znajduje się 17 więźniów, m.in.: agronom Kazimierz Jarocki z Izbicy, Michał Kasprzak, rolnik z Krupego, Julian Jeżewski, naczelnik poczty z Turobina, ks. Walenty Ligaj z Częstoborowic, Lucjan Lipczyński, sędzia z Krasnegostawu, Antonina Majewska, nauczycielka z Ostrowa Krupskiego i podoficer WP Zygmunt Strugalski z Krynicy. W sąsiedniej celi zamknięto m.in.: braci Romana i Stanisława Jarockich z Borowa, Jana Kowalczyka, Ludwika Kamienieckiego i dwóch Śmieciuszewskich z Suchego Lipia.

„W obu celach znajdowało się ponad czterdziestu więźniów. Areszt zbudowany był z cegły wiązanej wapnem. Niektórzy twierdzili, że do budowy użyto pomników z cmentarza żydowskiego" - wspomina Józef Dobosz, więzień izbickiego „bunkra" i Zamku Lubelskiego.

Przed ponurym, niskim budyneczkiem z czerwonej cegły, świeżo odsłoniętej z ok. 30-cm warstwy, wymurowanej ponad 60 lat temu z kawałków rozbitych macew, leżą już tylko małe ułamki kamieni. Robotnik w niebieskim uniformie wybiera większe z nich i ładuje na samochód. - Tu już nic ważnego nie zostało. Fragmenty nagrobków z napisami wywiozłem na kirkut. Była jeszcze butelka, którą znaleźliśmy między ceglaną ścianą a macewami. Po odkorkowaniu okazało się, że w środku znajdowała się etykieta (?) z niemiecką gapą (nazistowska wersja godła Niemiec), rysunkiem czerwonego konia i napisem w języku niemieckim - opowiada robotnik z krasnostawskiej firmy remontowo-budowlanej Krzysztofa Radziewskiego, która na zlecenie Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego zdemontowała fragmenty macew z aresztu i przewiozła je na żydowski cmentarz.

Nie wiadomo, kto zamurował butelkę z niemiecką gapą. Nie wiadomo, jakie treści zawierała etykieta. Jedno jest pewne. Była dowodem na to, że areszt z macew wznieśli Niemcy.  Filmowcy z niemieckiej telewizji ARD, która przygotowuje film o getcie tranzytowym w Izbicy, zabrali ją do Niemiec. Być może pojawi się w ich materiale filmowym.

Getto, o którym ma opowiadać film, utworzyli hitlerowcy podczas II wojny światowej (przed wojną w Izbicy mieszkało ok. 4 tys. Żydów, którzy stanowili ok. 95 proc. ogółu mieszkańców). Inaczej mówiąc, było to miejsce, gdzie gromadzono Żydów przed deportacją do ośrodków zagłady. Przywożono ich z terenu całej Polski, m.in. z Łodzi, Częstochowy, Zamościa, Krasnegostawu, Szczebrzeszyna oraz z Czech, Moraw, Austrii i Niemiec.

Bogatsze rodziny żydowskie oraz posiadające znajomości - jak pisze dr Adam Kopciowski - znalazły kwatery w prywatnych mieszkaniach. Większość Żydów zgromadzona została jednak na izbickim rynku, który otoczono płotem z drutu kolczastego. Pod gołym niebem koczowały tysiące ludzi. Szef miejscowego gestapo Engels był w swoim żywiole. Codziennie zanim zjadł śniadanie zabijał kilku Żydów. 19 października 1942 r. przybyła do Izbicy żandarmeria z Zamościa, Krasnegostawu i Lublina oraz esesmani ze szkoły kawalerii SS w Janowicach k. Zamościa.

„Niemcy złapali 5000 Żydów. Na początku trzymali ich na rynku. Potem wyprowadzili za miasto w pole. Engels szedł z tyłu (...) trzymał w ręku automat i często strzelał do tłumu. Na stacji czekało na Żydów 50 wagonów. Dla kilku setek ludzi zabrakło miejsca w wagonach, mimo to jakoś ich upchano. Engels rozkazał tym, którzy się nie zmieścili w wagonach, wracać biegiem do domu. W tym momencie SS-mani otworzyli ogień. Większa część ludzi została zastrzelona. Tego dnia zginęło 700 osób. Grzebanie ich trwało dwa dni" - wspominał Hejnoch Nobel, któremu udało się z dziećmi ukryć w pobliskim lesie.   

Przez getto przeszło - wg obliczeń dr. Roberta Kuwałka, dyrektora Muzeum w Bełżcu - ok. 25 tys. ludzi, którzy od wiosny do jesieni 1942 r. zginęli w Bełżcu, Sobiborze lub Majdanku.

Krzysztof Czubara

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem